Martika - Martika (recenzja)
Misza
Witam Państwa. Nazywam się Michał. Dla przyjaciół Misza. Tak, przyznaję się przed wszystkimi: jestem twardogłowym metalowcem. Metalu słucham od dawna, nie pamiętam dokładnie od kiedy. Na półce mam przeszło 400 płyt i ta liczba rośnie nieustannie. Iron Maiden znam na pamięć całą dyskografię. Gdy nikt nie widzi, to razem z Robem z Judas Priest wykrzykuję Painkiller, do spółki z Helloween regularnie burzę Mury Jerycha, gdy mam nadmiar energii, to niczym Behemoth przetaczam się po Lasach Pomorza. Muszę to powiedzieć, jestem silnie uzależniony od ciężkiego, gitarowego łojenia. Lecz jak każdy mam swoje słabości, ale nie pokazuję ich światu, bo jak by to wyglądało. Powiedzcie sami... Jednak nadszedł ten dzień i postanowiłem się ujawnić. Tak, mam dużą słabość do muzyki popowej z lat 80. Belinda Carlisle, Sandra, Modern Talking, Bonnie Tyler, Samantha Fox, Martika, Madonna. Sięgam nawet po kolorowe lata 70.: ABBA, Bee Gees, Smokie i tak by można jeszcze dużo wymieniać. Nie wiem, co jest w muzyce z tego okresu, ale zdecydowanie jest to „coś” co sprawia, że ja, zakuty metalowy łeb, czuję się pośród tych dźwięków równie dobrze niczym na koncercie Vader.
Wstępna spowiedź zaliczona. Teraz wypada powiedzieć kilka słów o bohaterce niniejszego tekstu. Moja styczność z dokonaniami artystycznymi Martiki bardzo długo ograniczała się do utworu „Toy Soldiers” zasłyszanego kiedyś tam w radiu, potem teledysku. Ta powierzchowna znajomość trwała do czasu, gdy pewnego pięknego, niedzielnego poranka, chodząc po naszej giełdzie i od niechcenia przeglądając pudełka z płytami winylowymi, pośród niemieckiego folku znalazłem longplay Martiki (dodam, że w bardzo ładnym stanie). Po uiszczeniu zawrotnej opłaty 7 zł poleciałem do domu i wrzuciłem płytkę na talerz... i się zaczęło. Utonąłem w muzyce i cofnąłem się do cudownych lat 80. To, co nam funduje Martika na swojej debiutanckiej płycie, jest w zasadzie esencją przedostatniej dekady XX wieku. Klasyczny, melodyjny pop z odpowiednią dozą gitar w niektórych miejscach, zapadające w pamięci refreny i rytmy, przy których noga sama tupie pod stołem. Oczywiście oprócz typowo tanecznych utworów znalazło się miejsce na piosenki spokojniejsze, wręcz balladowe. To właśnie z tej płyty pochodzi największy przebój tej pani, a mianowicie „Toy Soldiers”, gdzie w refrenie słyszymy dziecięcy chór. Powiem szczerze, że kiedyś mnie to trochę drażniło, obecnie nie wyobrażam sobie, aby ta piosenka istniała bez tej wstawki. W podobnym tonie utrzymany jest spokojniejszy „Water”, słychać w nim nawet lekkie latynoskie echo, albo może ja to sobie dopowiadam. Jednak esencją płyty są dynamiczne, taneczne utwory, które spokojnie mogą rozruszać każdą, nawet najsztywniejszą imprezę. „I Feel The Earth Move”, „You Got Me Into This”, „Cross My Heart”, „See If I Care” – to tylko niektóre kawałki z tej płyty będące esencją muzyki, właściwie już sprzed trzech dekad. Minusem jest to, że nie są one ani jakoś specjalnie innowacyjne, ani przełomowe. Po prostu idealnie wpisują się w schemat. Jest to zawsze elektroniczna muzyka z dodatkiem gitary i chwytliwych refrenów. Ni mniej, ni więcej. Co do samych umiejętności wokalnych artystki, to powiem co następuje: nie ma ona zawrotnej skali głosu, ale bardzo dobrze operuje tym, co posiada, nie zapuszcza się w wokalne rejony dla niej obce, pozostaje tam, gdzie czuje się bezpiecznie. Krótko mówiąc: daje radę.
Krótko reasumując. Płyty słucha się bardzo dobrze. Poszczególne utwory, pomimo iż wybitne nie są, to zapadają w pamięć, nie są napisane, jak to się mawia „na jedno kopyto”, więc cała płyta nie zlewa się w jedno, co potrafi się zdarzyć niektórym artystom. Martika śpiewa lekko i przyjemnie. Czuć, że bawi się muzyką, nie robi nic na siłę, a to jest duży plus. Jak już pisałem wcześniej – album nie jest niczym odkrywczym, ale właśnie za to go lubię, nie sili się na eksplorowanie nowych obszarów muzycznych. Daje czystą frajdę ze słuchania i jest obowiązkowym punktem na każdej imprezie domowej i nie tylko. Świetnie sprawdza się w aucie oraz podczas podróży pociągiem lub innym środkiem lokomocji. Szkoda tylko, że Martika nigdy nie osiągnęła większego sukcesu. Tak na dobrą sprawę jest to jej jedyny dobry album, gdyż jego następca z roku 1991 jest praktycznie „niesłuchalny”. I to tyle w temacie. Jeśli już koniecznie muszę wystawić ocenę tej płycie, to dam tak 7.5/10 i to bardziej z sentymentu i frajdy, jaką mam ze słuchania tego LP.
Ocena 7.5/10
Michał Ogniewski „Misza”
Martika – Martika (1988)
1. If You're Tarzan I'm Jane
2. Cross My Heart
3. More Than You Know
4. Toy Soldiers
5. You Got Me Into This
6. I Feel the Earth Move
7. Water
8. It's Not What You're Doing
9. See If I Care
10. Alibis